Polnisch deutsch siehe unten:
11 listopada 2023 r. w kościele miejskim w Waltershausen zostały wykonane wszystkie dzieła organowe Hansa-Joachima Hesposa przez prof. Martina Sturma. W roli asystentów towarzyszyli mu studenci i studentki Eksperymentalnego Studia Organowego Wyższej Szkoły Muzycznej w Weimarze. Kto pragnął usłyszeć ów koncert, musiał udać się do małego miasteczka niedaleko Gothy. Nad którym króluje podświetlona kamienna wieża, przytknięta do barokowej rotundy barokowego kościoła a po brukowanych niemych uliczkach rozchodzi się donośne bicie dzwonu. Czasem z jakiejś krzywej ściany średniowiecznej kamienicy uchyla się tam okno i wraz z ciepłem wypuszcza wulgarny krzyk jakiegoś antykościelnego buntownika, nielubiącego dzwonów.
Podjeżdżając pod kościół, pod wieżą, przy wejściu głównym spostrzegłam przystojnego mężczyznę palącego nerwowo papierosa i wybijającego skoncentrowany wzrok w zmrożony bruk. Jego kręte włosy niesfornie wyłaziły z kołnierza, zadbany zarost okalał usta, a zgrabny nos leciutko opadał. Pomyślałam, że to zapewne pan Sturm, i zaparkowałam za kościołem samochód. Gdy tylko weszłam do wnętrza, olśniła mnie moc ołtarza świetlistych organów. Ta wizualna przemoc oraz dźwięczny odgłos mych obcasów, objawiły mi prawdziwe oblicze tego miejsca. Natychmiast pojęłam, że nie jest to zwykły kościół, lecz świątynia poświęcona muzyce i temu boskiemu, potężnemu a nieraz nawet przerażającemu instrumentowi.
Krągłe wnętrze kościoła niczym w teatrze okalały trzy piętra balkonów i tylko ze względu na chłód, drewniane stale oraz brak aksamitów nie uległam całkowicie złudzeniu znajdowania się w operze. Patrząc na oświetlone, rzeźbione bielą i złotem Organy widziałam piętrzące się na pniu kazalnicy o korzeniach przyciemnionego ołtarza, rajskie drzewo w centrum teatralnej sceny.
W wirtualnej przestrzeni architektury czekałam i wsłuchiwałam się w dochodzący z zewnątrz pomruk opon na bruku zwiastujący przybycie kolejnych słuchaczy.
Nieliczna, lecz wierna i uważną publiczność przybyła na ten wyjątkowy Koncert z daleka.
Zajęto miejsca w stalach, a niektóre nogi przykryto przywiezionymi z domów szalami. Pan Sturm energicznie zszedł z empory w półmrok i krótkim przemówieniem rozpoczął Koncert. Opowiadał o idei kompozytorskiej dzieł, ostrzegał przed spotkaniem z ekstremą oraz prosił o ciche opuszczanie kościoła w razie, gdyby dla kogoś “Hesposkie” ekstrema okazały się zbyt ekstremalne.
Hans Joachim Hespos w swej twórczości szukał poznania, badał, osiągał i poszerzał jego granice, ale również granice ekspresji, przekazu, słów, ciał, języków i emocji. Wyzywał nie tylko instrumentalistów i instrumenty, ale również każdego z publiczności na pojedynek z samym sobą, na dogłębne poznanie i stawianie czoła swym ograniczeniom.
Ożywiona wzniecającym oczekiwania wstępem, znając wiele mitów o ekspresji emocjonalnej dzieł kompozytora, wpatrywałam się w majestat instrumentu i oczekiwałam w napięciu dynamicznej eksplozji, drgających szyby oraz ogólnej ekscytacji dźwiękowej lub przynajmniej jakiegoś instrumentalnego krzyku, lub innego wybuchu adrenaliny.
Pierwszy dźwięk utworu “Traces de…” (1972) zaskoczył mnie głosem zabłąkanej fujarki, delikatnością i niepewnością intonacji. Ta najpotężniejsza muzyczna maszyna zaskoczyła mnie, wywołując w wyobraźni dalekie skojarzenia i myśli o błądzących wśród trzód po halach praprapra…przodkach.
Zaciekawiło mnie zestawienie najbardziej skomplikowanego instrumentu mechanicznego, jakim są organy, z wyżłobioną w kości lub patyku fujarką, będącą jednym z pierwszych i najprostszych instrumentów ludzkich.
Ani w pierwszym, ani w drugim utworze nie znalazłam ekstremalnego huku czy wściekłości, lecz ekstremalną sublimację, złożoność barw tego instrumentu, utworzonego z wielu piszczałek -instrumentów dętych, w których to powietrze, a nie klawisz, jakby mogło się wydawać, wywołuje, modeluje i zmienia dźwięk. Zapewne nie tylko ja dostrzegłam ekstremalną trudność egzekucji zamierzeń brzmieniowo-formalnych wymagających, ekstremalnej pracy zarówno organisty, jak i jego bezustannie zmieniających rejestry asystentów.
Drugi w kolejności utwór “SNs (1975)” ukazał organy jako mocarnie delikatny instrument perkusyjny, a akustykę świątyni jako perfekcyjne miejsce kultu muzyki. W trzecim utworze “via…mgw” (1992) wspólnota twórcza, nieżyjącego kompozytora i żyjącego wykonawcy, wydobyła z organów iluzje pulsującego silnika ciężarówki, puzonu lub mongolskich śpiewów alikwotowych ukrytych w wirtualnym przebiegu czasu.
Po przerwie na papierosa, krótką rozmowę lub rozruszanie zmarzniętych stóp, rozbrzmiał monumentalny koniec fugi Jana Sebastiana Bacha, rozpoczynający utwór Hesposa “Luftschattengelichte” (2011), nawiązujący do wolnej improwizacji Feliksa Mendelssohna Bartholdy’ego, kończącego tak niegdyś w roku 1840 swój koncert poświęcony dziełom J.S. Bacha. “Luftschattengelichte” wprowadzał słuchacza w wirtualny “międzyczas” historyczny oraz tak hipnotyczny stan zasłuchania, że można było nie spostrzec, kiedy to wszystko znalazło się w czasie ostatniego utworu wieczoru “PORA (2021) – ein orgelblatt fuer junge und alte orgelspieler”, rozpoznając improwizacje na temat dźwięku D.
Koncert był prawdziwym artystycznym wydarzeniem, tworzącym “wirtualną czasoprzestrzeń”, o której pisała amerykańska filozof XX wieku Susanne K. Langer w książce “Feeling and Form” opublikowanej w 1953 roku. Autorka wypowiadała się tamże również o utworze muzycznym jako o dziele wymagającym potrójnego aktu twórczego: kompozycji – czyli formy oraz idei, twórczej interpretacji, jak i aktywnej recepcji. Prawdopodobnie podczas tego koncertu każdy uczestnik jasno i wyraźnie mógł potwierdzić jej tezy.
Publiczność klaskała długo, a brzmienie każdej pary rąk zachowywało swoją ekstatyczną indywidualność. Nikt z zaangażowanej publiczności w interaktywne słuchanie nie wyszedł przed ostatnim klaśnięciem. Wdowa po Hesposie, osiemdziesięcioletnia kobieta o mocy potrafiącej dźwigać tak ekstremalnego artystę, ze szklistym okiem opowiadała jednej ze słuchaczek, jak to na kilka dni przed śmiercią jej ukochany Hespos, mówiąc, że to jego ostatnie słowa, rozmawiał ze Sturmem jako bratnią duszą niosącą w sobie ten sam co on szaleńczy żar.
Jako pierwsza opuściłam kościół, by po przeżytej sztuce, w szczęściu, cztery godziny pędzić samochodem nocnymi drogami do śpiących w domu dzieci, z rozpierającym pierś żarem przekonania, że było warto.
DEUTSCH
Am 11. November 2023 wurden in der Stadtkirche von Waltershausen alle Orgelwerke des Komponisten Hans-Joachim Hespos von Prof. Martin Sturm unter aktiver Mitwirkung der Studentinnen und Studenten des Experimentellen Orgelstudios der Hochschule für Musik in Weimar aufgeführt. Wer sich auf den Weg gemacht hat, um das Konzert zu hören, konnte die beleuchtete steinerne Spitze des barocken Kirchturms über dem stillen Ort in der Nähe von Gotha erblicken. Als klimabewusster Bürger konnte man sich über Stromverschwendung wundern und als aufgeklärter den vulgären Schrei eines unbekannten antikirchlichen Aufrührers hören, der zusammen mit der Wärme durch die leere dunkle Gasse von einer leicht geöffneten Fensterspalte davonflog.
Am Haupteingang, unter dem Turm, konnte man einen selbstbewussten Mann mit lockigen, längeren Haaren, die aus dem Kragen seines Mantels fielen, mit einem gepflegten Bart um den Mund und einer elegant abfallenden Nase sehen. Man konnte bewundern, wie er mit einem auf Pflastersteine konzentrierten Blick hektisch eine Zigarette rauchte. Der erste Zuhörer dürfte bei frühzeitigem Betreten des Innenraumes von der Kraft eines strahlenden Orgelaltars getroffen worden sein. Diese visuelle Gewalt und das akustische Klappern von Absätzen ließen eindeutig, wenn auch unbewusst, erkennen, dass es sich entgegen der offiziellen Nutzung des Ortes um ein diesem göttlichen Instrument gewidmetes Gotteshaus handelt. Der runde Innenraum umgab dreistöckige Ränge, und die Illusion, sich in einer Oper zu befinden, war nur ein wenig durch die hölzernen Gebetsbänke, das Fehlen von Samt, Kronleuchtern und Logen gestört. Die verzierten weiß-silber-goldenen Orgeln füllten die Bühne und wuchsen über dem schattigen Altar aus der Stamm der Kanzel wie der prächtige Paradiesbaum.
Der energische Mann von draußen tauchte auf der Orgel-Empore auf und vervollständigte in Begleitung einer jungen Frau und eines jungen Mannes, die wie Studenten aussahen, die letzten Vorbereitungen für das Konzert. Während man im architektonisch geschaffenen virtuellen Raum wartete, konnte man das Geräusch von Autoreifen auf dem Pflaster hören, das die Autos ankündigte, die das wenige, aber treue, aufmerksame und aus verschiedenen Orten angereiste Publikum brachten. Als die Gäste ihre Plätze in den Gebetsbänken einnahmen und einige ihre Beine vor der Kälte mit mitgebrachten Schals versteckten, stieg der Mann aus dem hellen Emporenlicht in das gedämpfte Halbdunkel hinab, begrüßte die Gäste, erzählte von der kompositorischen Idee der Werke, warnte vor Begegnungen mit dem Extremen und bat um leises Verlassen der Kirche, falls “Hesposianische” Extreme für jemanden zu extrem werden sollten.
Hans Joachim Hespos suchte in seiner Arbeit nach Extremen, aber vor allem nach Erkenntnis. Er erforschte, erreichte und erweiterte seine Grenzen, aber auch die Grenzen der Ausdruckskraft, der Übertragung, des Klangs, der Worte, des Körpers, der Sprachen und der Emotionen. Er forderte nicht nur die Instrumentalisten und Instrumente heraus, sondern auch das Publikum zu einem Duell mit sich selbst, zu tiefem Verständnis und dem Umgang mit eigenen Einschränkungen. Nach der Rede betrat der erste Zuhörer, wahrscheinlich nicht der letzte, der viel über den emotionalen Ausdruck des Komponisten gehört und gelesen hatte, den erwarteten majestätischen Klang der Orgel und erwartete eine dynamische Explosion, vibrierende Fenster und allgemeine Klang-Exzitation oder zumindest einen instrumentalen Schrei oder einen anderen Adrenalinausbruch.
Der erste Ton des Konzerts aus dem Stück “Traces de…” (1972) überraschte jedoch sowohl durch die schwache Stimme einer verirrten Flöte als auch durch Unsicherheit in Intonation und Dynamik. Die mächtigste Musikmaschine erzeugte Assoziationen von unseren Urururururur…vorfahren, die zwischen den Herden in prähistorischen Weiden wandelten. Im Gegensatz zu dem hochkomplexen Instrument, das Orgeln sind, war die aus einem Stock oder einem geschnitzten Knochen hergestellte Flöte eines der ersten und einfachsten menschlichen Instrumente zu hören. Weder der erste noch der zweite Zuhörer konnte in der ersten Komposition extreme Lautstärke oder Wut, sondern extreme Sublimation, Vielfalt der Farben und des Instruments finden.
Das zweite Stück “SNs (1975)” zeigte die Orgel als kraftvolles, zartes Schlagzeuginstrument und die Akustik der Kirche als perfekten Ort für den Kult der Musik. Im dritten Stück “via…mgw” (1992) extrahierte die kreative Gemeinschaft des verstorbenen Komponisten und den lebenden Interpräten Illusionen eines pulsierenden Lastwagenmotors, einer Posaune oder mongolischer Obertongesänge, die in der virtuellen Zeit verborgen waren. Nach einer Pause für eine Zigarette, kurze Gespräche oder das Aufwärmen der gefrorenen Füße erklang das monumentale Ende der Fuge von Johann Sebastian Bach, was das Werk von Hespos “Luftschattengelichte” (2011) einleitete und auf die freie Improvisation von Felix Mendelssohn Bartholdy anspielte, mit der ein einst im Jahr 1840 sein Konzert mit Werken von J.S. Bach beendete.
“Luftschattengelichte” versetzte den Zuhörer in eine virtuelle historische “Zwischenzeit” und einen so hypnotischen Zustand des Zuhörens, dass man möglicherweise nicht bemerkte, wan das letzten Stücks des Abends, “PORA (2021) – ein Orgelblatt für junge und alte Orgelspieler”, mit Improvisationen über den Klang D begann. Das Konzert war eine wahre Künstlerische Veranstaltung und schuf eine wirklich “virtuelle Raum-Zeit”, wie es die amerikanische Philosophin des 20. Jahrhunderts Susanne K. Langer in ihrem 1953 veröffentlichten Buch “Feeling and Form” wahrscheinlich nennen würde. Sie schrieb nicht nur über die Virtualität der Kunst, sondern auch über das musikalische Werk als eine Arbeit, die einen dreifachen kreativen Akt erfordert: die Komposition – die Form und die Idee, die kreative Interpretation sowie die aktive Rezeption.
Während dieses Konzerts konnte wahrscheinlich jeder Teilnehmer ihre These klar und deutlich bestätigen. Das Publikum applaudierte lange, und der Klang jeder klatschenden Hand behielt seine ekstatische Individualität bei. Niemand aus dem engagierten Publikum, das aktiv zuhörte, verließ die Kirche vor dem letzten Klatsch. Die Witwe von Hespos, Erdmute Hespos, eine achtzigjährige Frau von enormer menschlicher Kraft, die einen so extremen Künstler zu tragen fähig war, erzählte mit glasigen Augen einer Zuhörerin, wie ihr geliebter Hespos nur wenige Tage vor seinem Tod mit Prof. Sturm als einer gleichgesinnten Seele gesprochen hatte, die dieselbe glühende Leidenschaft in sich trug wie er.
Der erste Zuhörer verließ als erster die Kirche, um nach dem Erlebnis, in Glückseligkeit, vier Stunden über nächtliche Straßen zu den schlafenden Kindern zu eilen, mit einer brennenden Brust von der Funke der Leidenschaft, in Überzeugung, dass es die Mühe wert war.